No i wreszcie się doczekałem Właśnie testuję najnowsze limitowane
pachnidło „L’Incendiaire” Serge Lutensa ze złotej serii marki, które jest
praktycznie niedostępne próbkowo iż wcześniej straciłem nadzieję na
jakiekolwiek testy. Jednak niedawno z pomocą rosyjskich przyjaciół udało się!
(wszak Rosja to drugie z czterech państw w którym jest ono dostępne, a poza tym
kraj ten to istne perfumowe Eldorado- ma największe skupisko zapachowych perełek) :)
Każda premiera mistrza Lutensa to dla mnie powód do świętowania.
Mimo iż twórca nie podaje składu tych perfum a jedynie opis, to po testach
zaliczam go do rodziny drzewno-kadzidlanej, orientalnej.
Otwarcie w początkowym etapie jest niczym powiew gorącego pustynnego powietrza
przesianego suchymi przyprawami, żywicami i igłami sosnowo-cedrowymi ogrzanymi
Słońcem. Po jakimś krótkim czasie ukazuje na mojej skórze interesujący aromat
podobny do zapachu wosku pszczelego z odrobiną słodkiego miodu, łączony ze
słodyczą labdanum oraz najcenniejszym czarnym jak noc olejkiem agarowym zwanym
potocznie oudem. Najważniejszym punktem jest tu jednak potężne, dymne kadzidło,
które w połączeniu z żywicą agarową maluje mi obraz rozgrzanej gorącej smoły
Z całej gamy przeogromnej kolekcji to prawdopodobnie najmroczniejsza kompozycja
kreatora. Wielbiciele dymnych, mrocznych klimatów powinni się tą pozycją
zainteresować. Szczególnie zaś ci, którzy poszukują wiercących w nosie
kadzidlanych oparów wszelakiej maści.
W nutach: geranium, goździki, ambra, paczula, nuty drzewne, smoła i kadzidło.
(nieoficjalnie: kminek, śliwki, owoce duszone, labdanum, drewno cedrowe, żywica
styraks, balsam Tolu, oud, brązowy cukier, dzięgieć brzozowy)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz